5.03.2015

FOODBOOK wiosenny

Dziś postanowiłam napisać trochę o moim wiosennym odżywianiu i tym, jak obecnie wygląda moja dieta i dlaczego. :) Jest to dość szybki i spontaniczny wpis, bo kompletnie nie mam czasu przez ciągłe zaliczenia na uczelni, ale nie chce zupełnie stracić ochoty do pisania na tym blogu.

Główne założenia mojego odżywiania:

♥słuchaj swojego ciała, nie umysłu czy apetytu,
♥posiłek ma odżywiać organizm, dawać mu siłę, a nie mu ją odbierać,
♥posiłek co 3 godziny,
♥śniadanie najbardziej sytym posiłkiem dnia (najlepszym pomysłem są owsianki/jaglanki + owoce),
♥85/10/5 - 85% węglowodanów (duuuużo siły), 10% białka, 5% tłuszczów,
♥2-2,5 litrów wody dziennie,
♥nie jem owoców po godzinie 16 - wtedy jem już tylko warzywa, kasze i makarony,
♥nie jem po godzinie 19 (w tygodniu po 21),
♥kawę czy słodkie soki piję sporadycznie,
♥żadnej soli w potrawach,
♥żadnych słodyczy (poza naturalnymi) i cukru,
♥tani weganizm, a więc staram się, by moje odżywianie było niezbyt kosztowne.



BANAN - SYMBOL WEGANINA


Weganie jedzą szalone ilości bananów - sama zjadam w ciągu tygodnia około 4-5 kilogramów. Dlaczego są takie dobre?

♥banany to węglowodany - dają dużo energii i łatwo się nimi najeść, bardziej niż innymi owocami,
♥banany są tanie - w Biedronce chyba 4 złote za kilogram w stałej ofercie,
♥wspaniałe uzupełnienie węglowodanów po wysiłku fizycznym,
♥stabilizują ciśnienie krwi,
♥zawierają witaminę B, C, magnez, wapń i potas,
♥idealne "na drogę", czyli do pracy, na uczelnię, na wycieczkę

PRZEKĄSKI/ŚNIADANIA


 Pyszne batony Castus - niskokaloryczne, bez konserwantów, niestety, w Biedronce edycja limitowana.


Spora micha owoców (banan i kiwi) z sosem jaglanowo-bananowym i herbatka - posiłek potreningowy.

Dzisiejsze śniadanie - jaglanka pieczona z jabłkami, brzoskwiniami, bananem, kiwi i cynamonem. Yum ♥


Wariacje lodów bananowych - zamrożone zblendowane banany + kiwi lub suszone śliwki.

OBIADY



Brokuły+kotlet sojowy w panierce+vege klopsik+ogórek konserwowy i sos tofu-brokułowy.

Kasza gryczana+starta marchewka+kotleciki+szpinak.

 
Makaron pełnoziarnisty+por+marchew+sos jaglanowy = fake asian food.

Makaron+biała kapusta+marchew+por.









4.18.2015

why i love being a vegan

    Na wstępie chcę zaznaczyć, że to nie jest profesjonalny blog, lecz po prostu forma terapii i odskocznia od utrapień życia codziennego dla pewnej bardzo poplątanej nastolatki (już niedługo!). Chcę, żeby to, co będę tu zapisywać było formą motywacji do jeszcze zdrowszego stylu życia - do coraz większej eliminacji szkodliwych produktów (wg mojej rodziny już jem zbyt ortodeksyjnie), do coraz częstszych, ale mimo tego ciekawszych treningów, do rozwijania swoich hobby, czyli gotowania, dietetyki czy choćby czytania książek, ale główną przyczyną, dla której decyduje się na pisanie tu swoich bzdurek, jest moje zdrowie psychiczne. Strasznie głupio się przyznać do swoich słabości, ale moje emocje często biorą nade mną górę i to na ogół te najgorsze. Dlatego chcę się tu odstresowywać, trochę odsapnąć, a może nawet czasem napiszę coś ciekawego i przydatnego. :) Tematy będą oscylowały wokół tego, jak żyć, by być szczęśliwym i zadowolonym ze swojego ciała, zdrowia i emocji.         Na początek na ruszt wrzucę temat, który jest bardzo ogólnikowy, ale też bardzo dla mnie istotny - WEGANIZM. Od kiedy parę miesięcy temu przeszłam na weganizm moje całe życie uległo zmianie. Na lepsze, niby tylko zmiana diety, ale dała mi bardzo wiele. Więcej niż wegetarianizm przez 14 lat.

Dlaczego zdecydowałam się na weganizm?   
    Na początku jesieni 2014 roku zaczęłam studia - nowe życie, nowi znajomi i mnóstwo wyzwań, zachłysnęłam się takim stylem życia w biegu i moim całym posiłkiem były wtedy 2-3 bułki z dżemem własnej roboty. Przez cały dzień. Nie byłam głodna, bo w żyłach szalała adrenalinka i chęć działania. Jak przyjeżdżałam na weekendy do domu, to hormony szczęścia trochę mnie opuszczały i zaczynałam jeść. Coraz gorsze rzeczy. Coraz więcej. Tak też straciłam moją niedowagę. Co, niestety, nie było plusem - zaczęłam się fatalnie czuć w swoim ciele. Do tego doszła choroba, przez którą przez tydzień jechałam na 2-óch porcjach płatków dziennie. Jedzenie strasznie mnie obrzydzało. I znowu chudłam. I tyłam. Tak na zmianę. Potem postanowiłam "wziąć się za siebie" i stosowałam IDIOTYCZNE DIETY w stylu 1000 kcal (czasem to nie był mój wybór tylko tempo dnia), south beach czy kopenhaska. Mój metabolizm siadł, straciłam okres (dopiero teraz powoli go odzyskuję dzięki zdrowemu odżywianiu), krew z nosa, bolesne skurcze, absolutny brak sił i dół psychiczny. To dały mi te diety, tylko to, bo co schudłam, to szybko wracało, nawet jeśli nie zaczynałam się obżerać tylko jadłam racjonalnie. W końcu postanowiłam, że zdecyduje się na jakąś dietę, przez którą nie będę cierpieć tylko po prostu odzyskam dzięki niej zdrowie. Trafiłam w jakiejś gazecie na artykuł o dietach eliminujących jakieś kategorie produktów, np. diety bezglutenowe czy właśnie weganizm. Zaczęłam czytać na ten temat bardzo dużo, oglądałam wykłady, przeglądałam przepisy. Szybko poza aspektem zdrowotnym, zaczęła mnie interesować etyka wynikająca z eliminacji produktów odzwierzęcych ze swojego życia. Zrozumiałam, że moja próżność czy wygoda nie jest warta życia ŻADNEJ istoty. Miałam problem z kosmetykami, ale już nie kupuję testowanych i niewegańskich, z czasem jestem coraz lepsza w czytaniu etykiet. :)

Co dał mi weganizm?

* Zaczęłam czytać etykiety! I to też przysporzyło mi wielu zmartwień, bo zrozumiałam, co je moja rodzina i mój chłopak. Uważam na to, co jem i nawet jeśli jest wegańskie, ale niezdrowe, to staram się tego unikać. Mam świadomość tego, co jem, bo w przeciwieństwie do większości (niewegańskiej) społeczności czytam te małe nadruczki i to daję mi przewagę i wielu weganom.

* Zaczęłam traktować żywienie jako KARMIENIE ORGANIZMU, staram się traktować moje ciało z szacunkiem, nie jem dla smaku (choć moje posiłki są smaczne i to bardzo *skromniś*), ale dla energii i zdrowia. 

* Poczułam się lepiej psychicznie z świadomością, że teraz naprawdę już nie przyczyniam się do cierpienia zwierząt i nie biorę udziału w zabijaniu zwierząt. Na wegetarianizmie nie byłam tak wrażliwa na to, co przemysł robi ze zwierzętami. Teraz stałam się bardziej empatyczna. Do wszystkich istot, to warto zaznaczyć. Zrozumiałam, że każdy cierpi inaczej, ale ból trzeba zawsze eliminować.

* Moje jedzenie jest po prostu przepyszne, a że uwielbiam gotować, pichcić, piec, to weganizm był fajnym wyzwaniem. Nakłonił do kreatywności, poznawania nowych smaków, eksperymentowania.

* Skończyły się niektóre moje dolegliwości - nie mam już anemii, nie boli mnie brzuch (MLEKO to zło), zakończyły się moje "astmatyczne problemy", przez które leżałam w szpitalu, ozdrowiały mi nerki, przez które też kiedyś leżałam w szpitalu i dolegliwość wracała sporadycznie. Być może kilka miesięcy to za mało, by oceniać całokształt diety, ale czuję, że moje siły witalne są lepsze.

MINUS WEGANIZMU    Weganizm wiąże się, niestety, z tłumaczeniem ludziom, dlaczego nie jesz produktów odzwierzęcych, dlaczego rośliny nie czują i wysłuchiwaniem głupich przytyków. Niektórzy ludzie nie mają zamkniętych umysłów i są skorzy do wysłuchania, podyskutowania, zrozumienia i być może chociaż spróbowania eliminacji części produktów mięsnych. Reszta to ignoranci, którzy traktują mięso (a właściwie czyjeś ciało) jak narkotyk, którego nie mogą rzucić nawet na jeden dzień, bo będą "na głodzie".
    

    W ramach podsumowania: polecam dietę wegańską każdemu - niezależnie od diety, płci, trybu życia, jednak bardzo ważne jest jej prawidłowe zbilansowanie (jak każdej diety) - w końcu nie można narzekać, że weganizm jest zły gdy myśli się, że weganie jedzą tylko sałatę - żaden weganin nie odżywia się tylko jakimś niskokalorycznym warzywem czy (jak większość myśli) trawą.

Dla każdego, kto chce sprobować diety bez mięsa, ale nie wie, jak się za to zabrać: ZOSTAŃ WEGE 

źródło: https://www.pinterest.com/pin/120049146291638473/